Pointe du Hoc to miejsce na wybrzeżu w Normandii z wysokim na 30 metrów klifem. Jest oddalone od kilku do kilkunastu km od plaż Omaha i Utah, na których miały lądować oddziały amerykańskie w czasie inwazji. Ze zdjęć lotniczych wynikało, że Niemcy rozmieścili tam sześć 155 mm dział, zdobytych jeszcze w 1940 roku na Francuzach, których zasięg pozwalał ostrzelać planowane miejsca lądowań Amerykanów. Do zdobycia tych niemieckich umocnień zostały wyznaczone 2. i 5. Batalion Rangersów, dowodzone przez J. E. Rudera (5. Batalion na miejsce bitwy nie dotarł). Plan zakładał lądowanie na wąskiej plaży trzech kompanii Rangersów, i za pomocą lin z hakami i drabin wejście na klif.
Kilka dni przed lądowaniem Aliantów E. Rommel, dowodzący obroną Wału Atlantyckiego, postanowił przemieścić działa w głąb lądu. Dowództwo Rangersów zostało o tym powiadomione, ale akcji nie odwołano.
W dniu inwazji Pointe du Hoc było intensywnie ostrzeliwane i bombardowane z morza i powietrza, dla zapewnienia wsparcia lądującym oddziałom. Mimo to, wspinaczka na klif odbywała się pod intensywnym ogniem niemieckich karabinów maszynowych - 2. Batalion Rangersów stracił 135 z 225 ludzi, wyznaczonych do zdobycia klifu.
Niemal na samym cyplu mieści się pomnik w kształcie iglicy, poświęcony zdobywcom Pointe du Hoc. Od kilku lat miejsce to już jest niedostępne dla zwiedzających i ogrodzone płotem, ze względu na niestabilność zboczy. Zaraz obok jest wejście do groty, w której jest m.in. umieszczona pamiątkowa tablica z nazwiskami kilkunastu pierwszych poległych Rangersów (niemal 1/3 to nazwiska polsko brzmiące). Kilka lat temu miałem zaszczyt być w tej grocie (dzisiaj już niedostępnej dla zwiedzających). Ślady walk w postaci kraterów po wybuchach bomb i resztki niemieckich umocnień pozostały do dziś, stanowiąc, jak pokazują to fotografie, wyjątkową ekspozycję.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Sikora